Po przeczytaniu Metra 2033 stwierdziłem, że Glukhovski (dlaczego nie Głuchowski po prostu???) to grafoman z doskonałym marketingiem. Wszystko na to wskazywało. Sięgnąłem jednak po ten jego zbiorek, żeby zobaczyć jak człowiek daje radę w krótkiej formie, która nie jest ewidentnie komercyjna. Jakże miła niespodzianka: daje radę:) Oczywiście szału nie ma i notka copywritera na okładce, jak to często bywa, okazała się biciem piany, ale opowiadania są niezłe. W zasadzie to nawet całkiem dobre i czuć tu wzorce takie jak Bułyczow a nawet Bułhakow. W każdym razie to ta tradycja. Trochę fantastyki, trochę satyry, trochę słodkogorzkiego humoru. Tematy nie są jakoś szczególnie oryginalne (np. profesor geologii dokopał się do Piekła - wałkowane do bólu przez najróżniejszych pisarzy), ale napisane zgrabnie i czyta się to przyjemnie.
Film Pamięć absolutna z Arnoldem Schwarzeneggerem jest wolną adaptacją opowiadania Dicka pt. Przypomnimy to panu hurtowo (z naciskiem na wolna). Film pod tym samym tytułem z 2012 z Colinem Farrellem to kolejna pochodna tematu.
Książka Piersa Anthonego to adaptacja literacka pierwszego z tych filmów i choć rzeczony Piers niezłym pisarzem jest w zasadzie to mamy tu książkę na podstawie filmu, która potwierdza tezę o książkach na podstawie filmów - że nienajlepsze są:/
Autorka-narratorka nadal mnie irytuje swoim światopoglądem, ale zakończenie tej krótkiej książeczki rekompensuje wiele. Mówiąc krótko zakończenie mnie trafiło:) Bardzo dobre!
Skądinąd pewne formy życia przytrafiają nam się ciągle. Z tych wątków, również korespondencyjnych (epistolarnych) życie nasze się składa. W każdym razie życie.... wielowątkowe.
Jak to napisała Amelie? Rozmowy z ludźmi z Europy Wschodniej poprawiają samooocenę? Coś w tym stylu... Coraz bardziej mnie irytuje ta pani. O co właściwie chodzi w tej książce, bo mam wrażenie, że nie o życie, a o jego zadziwiająco wykrzywiony obraz. Ośrodkiem egzystencji narratorki wydaje się korespondencja - nie, nie tylko z Melvinem Maple, ale korespondencja z różnymi ludźmi. Istnienie epistolarne, chciałoby się powiedzieć. Czyta się to dobrze, płynnie, słowa przyjemnie dobrane, ale O CZYM TO KURNA JEST??? Pewna forma życia.... Powiedziałbym raczej pewien "przejaw" życia. Odbieram tę książkę jako zadziwiająco niepełną, fragmentaryczną. Jakby to była próbka życia pobrana tajemniczą sondą. Mam wrażenie, że autorka próbuje udowodnić jakąś tezę, tyle że teza ta (nie do końca uchwytna) wydaje mi się wydumana, niezrozumiała i oderwana od życia.
Rzucić w kąt czy przeczytać i udawać, że mi się podobało?
Zaburzona (nie bez przyczyny) stara Emerenc, pijany pies i narratorka powieści, której całe życie zdaje się kręcić wokół jakichś pierdół. Co prawda mąż jej umiera, ale ona myśli o zamkniętych drzwiach domu swojej gospodyni. Ta książka wydaje mi się studium pustej osobowości głównej bohaterki czepiającej się jak bluszcz silnej (acz zaburzonej, jak nadmieniłem wcześniej) osoby Emerenc.
Brak mi punktu zaczepienia, nie wiem z kim/czym mam się w tej książce identyfikować. Może z tym pijanym psem...? Nie rozumiem klimatu. O co w ogóle chodzi z tymi Węgrami?
W sumie trudno powiedzieć kto jest bardziej popieprzony: narratorka opowieści, która namawia grubasa, żeby ze swej otyłości uczynił body art, czy grubas dzielący swe ciało na siebie i Szeherezadę. Chyba są siebie warci.
No i ten grubas-żołnież amerykański od 6-ciu lat na misji w Iraku czytający Amelię Nothomb... Dość absurdalne. Chociaż ja też czytam Amelię Nothomb, a nie pasuję do targetu jaki ma wg mnie ta literatura. Może to po prostu dobra literatura o szerokim spektrum rażenia? Może...
Coraz bardziej mnie irytuje ta książka i nie wiem w końcu czy autorkonarratorka poważnie pisze o tym, co pisze, czy też satyrycznie wytyka nam, sobie i całemu światu wewnętrzną egzaltację i artystyczne zadęcie wszelkiej maści pseudointelektualistów...?
Głęboka świadomość autorki, która wie, że zwracając uwagę na kogoś i jego problemy, możemy go ze sobą związać, choć nie powinniśmy. Wysłuchamy go, a on zrezygnuje z terapii - to źle. Zwrócić uwagę na innego człowieka, czy nie? Każdy wybór będzie zły, choć każdy nosi znamiona dobra...
I co zrobić z takim człowiekiem - oswojonym niczym lis z "Małego Księcia"?
Odyseja Armstronga II dobiegła końca. 250 000 000 światów... Teraz czas na powrót.
Tymczasem na Marsie podróż trwa, a autorzy z każda kolejną stroną czynią coraz więcej aluzji do tradycji SF. Clarke, Herbert i oczywiście Burroughs - w końcu jesteśmy przecież na Barsoom, prawda?
Żal mi się żegnać z tą książką, ale to już nasz ostatni wieczór :(
Ja naprawdę, NAPRAWDĘ bardzo lubię fantastykę, a sf w szczególności, ale nie jestem w stanie czytać więcej. Pan Mróz nie ma zielonego pojęcia o tym jak powinna wyglądać powieść sf, nie ma pojęcia o realiach technologicznych, bezsensownie konstruuje postaci, bez umiaru stosuje rozwiązania typu deus ex machina,...
Nie mam siły więcej pisać, bo skończy się na kilku mało przyjemnych i mało cenzuralnych (takich jak autor zdaje się lubić) słowach....
Ojej, ojejej, oj....
Remigiusz Mróz znany jest i chwalony za swój cykl Parabellum - nie wiem, nie czytałem, podobno historycznie sensacyjnie dobre bardzo. Nie moje klimaty jednak, więc nie sięgałem, ale kiedy się pokazała powieść sf tegoż autora i to z grubsza w stylu Złotego Wieku fantastyki, nie mogłem po nią nie sięgnąć. I sięgnąłem....
Ludzie, już dawno nie czytałem takiego gniota. Postaci papierowe, bez sensu i charakteru, akcja rwana łamane przez szarpana i ciągle rzucają kur**mi. To nie jest nijakie, to nie jest marne, to jest ... miałkie (aż mi się skecz KMN przypomniał),
Wszystkie problemy techniczne opowieści, na które się natknął pan Mróz i potraktował po łebkach i bez polotu, pisarze sf przepracowali już dawno, dawno temu. Misje trwające setki lat mają w literaturze kosmicznych przestrzeni tradycję wyjątkową i bogatą. Wystarczyło sobie dwa, trzy klasyki przeczytać i już by się wiedziało co i jak z tymi podróżami kosmicznymi. I jeszcze to słownictwo..... Nie, nie chodzi mi o bluzgi, ale o język bohaterów. Wygląda mi to na pozostałość awanturniczego Parabellum, bo język jest z przeszłej jakby epoki i w ogóle nie pasuje do konwencji, ale to tylko przypuszczenie, bo Parabellum nie czytałem.
Wygląda to tak jakby autor chciał się w fantastyce sprawdzić. Po co? Dlaczego? W tym, co pisał niewygodnie mu było? Oj.....
Wziąłem tę książkę do pociągu, więc nie miałem wyboru. Co gorsza mam ją również na drogę powrotną....