Pewna forma życia - Amélie Nothomb

Jak to napisała Amelie? Rozmowy z ludźmi z Europy Wschodniej poprawiają samooocenę? Coś w tym stylu... Coraz bardziej mnie irytuje ta pani. O co właściwie chodzi w tej książce, bo mam wrażenie, że nie o życie, a o jego zadziwiająco wykrzywiony obraz. Ośrodkiem egzystencji narratorki wydaje się korespondencja - nie, nie tylko z Melvinem Maple, ale korespondencja z różnymi ludźmi. Istnienie epistolarne, chciałoby się powiedzieć. Czyta się to dobrze, płynnie, słowa przyjemnie dobrane, ale O CZYM TO KURNA JEST???  Pewna forma życia.... Powiedziałbym raczej pewien "przejaw" życia. Odbieram tę książkę jako zadziwiająco niepełną, fragmentaryczną. Jakby to była próbka życia pobrana tajemniczą sondą. Mam wrażenie, że autorka próbuje udowodnić jakąś tezę, tyle że teza ta (nie do końca uchwytna) wydaje mi się wydumana, niezrozumiała i oderwana od życia.

 

Rzucić w kąt czy przeczytać i udawać, że mi się podobało?